niedziela, 30 marca 2014

Koktajle (1)

Jako jeden z posiłków w ciągu dnia włączyłam koktajl - warzywno-owocowy. Kompozycja powstaje w zależności od tego co aktualnie mam w domu. Wcześniej blendowałam najczęściej same owoce z kefirem. Ale przełamałam się i próbuję nowych smaków, np. selera naciowego.
Poniżej przepisy na wypróbowane przeze mnie ostatnio koktajle. Zwykle jedno z warzyw bądź owoców stanowi bazę.

Marchew

Składniki:
1 duża marchewka
1 mała pietruszka
1 banan
1 kiwi
1/2 pomarańczy
100% sok pomarańczowy

Wszystkie składniki umyć, obrać, pokroić i wrzucić do blendera. Dodać soku wg uznania.







Seler naciowy

Składniki:
3 łodygi selera naciowego
1 kiwi
1/2 banana
1/2 jabłka
100% sok pomarańczowy

Wszystkie składniki umyć, obrać, pokroić i wrzucić do blendera. Dodać soku wg uznania.

Oba koktajle oceniam jako baaardzo dobre. Koleżanka z pracy, którą poczęstowałam, podziela tę opinię ;) Niestety dla mnie banan jest konieczny jako element dosładzający, ale uważam, że można tak do woli mieszać składniki, aż znajdzie się coś idealnego dla siebie, np. marchwiową mieszankę uzupełniłam w drugiej wersji suszoną morelą ;)

A Wy macie jakieś ulubione mieszanki koktajlowe? Chętnie spróbuję czegoś nowego ;)

sobota, 29 marca 2014

Jak zmieniają się smaki

Czytałam kiedyś, że małe dzieci nie znają smaków i dopiero je poznają wraz z wprowadzaniem nowych potraw, składników, przypraw. Dla brzdąca mdła papka ze słoika będzie pychotą, chociaż dorosłym może się wydawać, że to ostatnie paskudztwo. Dlaczego tak się dzieje? Jak zmienia się smak? Czy zmienia się czy nam się tylko wydaje? Postanowiłam trochę zgłębić ten temat.

Trochę teorii

W teorii pierwsze kubki smakowe pojawiają się, gdy płód ma 7 lub 8 tygodni i funkcjonują one do trzeciego trymestru ciąży. Do płodu poprzez płyn owodniowy przekazywane są rozmaite smaki. Poczucie smaku zmniejsza się wraz z wiekiem. Powyżej 60 roku życia rozpoczyna się stopniowe zmniejszanie się odczuwania smaku i bardziej dramatyczne obniżenie percepcji zapachu. Dotyczy to nawet osób zdrowych.
Dowiedziałam się nowej rzeczy: otóż człowiek rozróżnia aż 5 podstawowych smaków (a nie jak dotychczas myślałam tylko 4). Są to smak: słodki, gorzki, słony i kwaśny oraz umami, który wykrywa obecność kwasu glutaminowego, składnika większości białek, wyczuwalny np. w pomidorach.
Kwestia smaku jest nierozłącznie związana z zapachem. To, co zwykle nazywamy smakiem pożywienia,  jest w rzeczywistości wrażeniem, które powstaje w wyniku interakcji zmysłów smaku i zapachu. Inne wrażenia towarzyszące jedzeniu, takie jak poczucie palenia przy spożywaniu chilli, goryczy przy jedzeniu pieprzu lub specyficznego szumu podczas picia gazowanych napojów, podobnie jak tekstura produktu (czyli  np. jego twardość, spoistość, elastyczność), jego temperatura i sposób podania na stół, również wpływają na poczucie smaku.

Zasadniczo, smaki słodki, umami i lekko słony są sygnałem zachęcającym do jedzenia, podczas gdy gorzki, kwaśny i mocno słony – zniechęcającym. Rozróżnianie substancji jadalnych, bogatych w substancje odżywcze czy trujących jest pierwotną funkcją smaku.*
 


O smaku jeszcze słów kilka

Pozostając jeszcze w tym temacie, warto wspomnieć, że drastyczna zmiana smaku czy wręcz jego utrata może świadczyć o problemach zdrowotnych. Podobnie palenie papierosów wpływa na odczucia kubków smakowych. Ale nie tylko - okazuje się, że również otyłość zmienia zmysł smaku! Osoby z nadwagą mają problem m.in. z wyczuwaniem tłuszczu oraz słodkości w produktach. Smak zmienia się w zależności od potrzeb organizmu - brak jakiś witamin czy mikroelementów. Również kobietom w ciąży zmieniają się preferencje smakowe.

Moje doświadczenia

Odkąd odstawiłam cukier i sól, czuję ogromną różnicę! Nie mogę już wypić żadnej posłodzonej herbaty, a każda zupa czy mięso jest dla mnie po prostu za słone... Kiedy gotuję to przyprawiam potrawy najczęściej suszonymi ziołami. Za to warzywa są naprawdę smaczne - bez żadnych przypraw! I dodaję trochę pikanterii potraw dla lepszego trawienia ;)

Ponadto z pewnością zauważyliście, że z wiekiem Wam smak również się zmienił. Albo gusta smakowe, jak to woli. Jak byłam dzieckiem na szpinak czy brukselkę nie mogłam nawet patrzeć (pamiętam, że ilekroć moja Babcia robiła zupę jarzynową, pierwszą moją czynnością było wyłowienie z talerza brukselki). Dzisiaj uwielbiam! Z kolei kiedy byłam mała, codziennie na śniadanie chciałam jeść jajko na miękko - chyba się przejadłam, bo dzisiaj mam odruch wymiotny na samą myśl :P

A jak to jest u Was? Widzicie różnicę odkąd się dobrze odżywiacie? 
Zmieniły Wam się smaki z dzieciństwa?


* Kursywą cytaty i kompilacja tekstów z poniższych stron ;)

Chcesz dowiedzieć się więcej na ten temat? Zajrzyj:

poniedziałek, 24 marca 2014

Kobiety, które mnie inspirują

Każdy z nas ma swoich ulubieńców, wśród znanych twarzy. Nie inaczej jest i u mnie. Poniżej pokrótce o kobietach, które podziwiam i które mnie motywują. Albo, które po prostu mi się podobają ;)

Mel B, czyli ukochana spicetka

Mel B była moją ulubioną spicetką - może dlatego, że tworząc swoje własne girls bandy w podstawówce, to mi przydzielano jej rolę. Podejrzewam, a wręcz jestem pewna, że głównym kryterium było podobieństwo włosów ;)
Długo po tym, świat o Mel B usłyszał przy okazji jej wielkiej metamorfozy. I tak stała się jedną z trenerek dla wszystkich - w tym moją ulubioną. Podziwiam ją za poczucie humoru i hart ducha, który przyczynił się do jej przemiany. Lubię ludzi, którzy są konsekwentni w życiu i nie odpuszczają.



Małgorzata Rozenek, polska perfekcyjna pani domu

Jest świetnym przykładem dobrej metamorfozy, także w późniejszym wieku. Nie mam tutaj na myśli, że jest już wiekową Panią - a raczej, że w każdym momencie swojego życia możemy zrobić coś dla siebie i wyglądać naprawdę dobrze. Mój mąż nie za bardzo ją lubi, ale ja owszem :)
Podoba mi się jej zacięcie, wrażliwość (jeśli oglądasz prowadzone przez nią programy, wiesz o czym mówię) i seksowny głos :P



Joanna Przetakiewicz, moje guru mody

Nie jestem kobietą, która zwraca szczególna uwagę na modę, a na pewno już nie taką, która ślepo za nią podąża. Często nie mam nawet pojęcia jakie "trendy" panują. Panią Joannę cenię za szyk i dobry gust (chociaż tych jej kapelusików to nie rozumiem). Oraz za to, że potrafiła w życiu osiągnąć coś co ogólnie nazywamy sukcesem. Fakt, że jej nazwisko poznałam po raz pierwszy w kontekście plotkarskich gazet i bycia nową partnerką najbogatszego Polaka, nie przeszkadza mi w jej odbiorze. Może nawet wręcz przeciwnie ;) Wykształcona i z ładną buzią.



PS. Fotka może niezbyt trafiona, jeśli chodzi o urodę Pani Joanny, ale za to sukienka miodzio! :)


Elżbieta Bieńkowska, kobieta sukcesu

Kolejną kobietą sukcesu jest dla mnie obecna wicepremier i minister infrastruktury i rozwoju. Nie oceniam jej z politycznego punktu widzenia, bo na tym się nie znam. Podoba mi się, bo jest naturalna. A szczególną sympatią obdarzyłam ją po aferze "bo Pani Minister ma tatuaż!" ;) Kolejna wykształcona, elegancka i potrafiąca zadbać o swój image kobieta. I tyle.


PS. Wychodzi na to, że gustuję w nieco starszych blondynkach i prawniczkach. Z przymrużeniem oka oczywiście ;) Ale to nie koniec, bo jeszcze kilka kobiet w polskim show biznesie mi się podoba. Ale o tym wkrótce. No cóż należę do kobiet, które potrafią docenić urodę, sylwetkę, elegancję i elokwencję innej kobiety. I otwarcie o tym powiedzieć. I wbrew stereotypowemu myśleniu Panów, nie ma to nic wspólnego z orientacją seksualną. Po prostu tak mamy. I jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że jeden kumpel mówi drugiemu, że ładne ma dzisiaj włosy i podobają mu się jego nowe perfumy, a jego sześciopak to w ogóle jest obłędny :D

CDN.

piątek, 21 marca 2014

Mój przykładowy jadłospis - po południu

Obiad

To temat rzeka... I tak wiele pomysłów, że trudno się zdecydować :)

Komponując obiad, przede wszystkim staram się, aby jego proporcje wyglądały mniej więcej tak: 1/4 białka (mięso, ryba), 1/4 węglowodanów (makaron, ryż), 1/2 warzyw (gotowane na parze bądź w postaci surówek). Mięso czy też rybę staram się przede wszystkim piec w piekarniku. Według mnie to najzdrowszy sposób, bez zbędnego tłuszczu. Cała tajemnica dobrze przygotowanego mięsa tkwi w przyprawach - a tutaj możesz dać upust swojej wyobraźni i gustom smakowym ;) Jadam prawie każdy rodzaj mięsa, ale nie ukrywam, że najbardziej odpowiada mi drobiowe.

Warzywne dodatki to u mnie np. mix brokuła z kalafiorem gotowane na parze; surówka z selera, marchwi i jabłka; gotowana na parze zielona fasolka czy też pieczone w folii bataty i ziemniaki (te ostatnie rzadko, ale jednak).

Obiad zjadam najczęściej w godzinach 13.00-15.00.

Tak wygląda teoria. W praktyce różnie bywa, bo często gęsto kiedy nie przyszykuje sobie rano w domu kaszy czy mięsa, to później w pracy ratuję się czym mogę, np. mięsem przygrilowanym na patelni, zwykłym białym ryżem i sałatą z pomidorem, marchwią i selerem naciowym. Nie jest to do końca szczyt moich postanowień, ale najgorzej też nie jest ;)

Moje ulubione obiadowe kompozycje to m.in.
  • łosoś pieczony z kaszą jęczmienną i fasolką szparagową
  • pełnoziarnisty makaron ze szpinakiem i pomidorkami koktajlowymi
  • sałatka z piersią z kurczaka
  • gołąbek z zestawem surówek
  • schab zawijany ze śliwką
  • domowa tortilla
  • zapiekanka warzywna.

Podwieczorek

Ten posiłek z założenia jest uzupełniający, więc powinien dostarczać mniej kalorii i co za tym, nie być tak obfitym. I wbrew skojarzeniom, wcale nie musi być słodki! U mnie najczęściej jest to jakiś owoc, np. owocowa sałatka, którą uzupełniam kilkoma różnych orzechami; 2 duże marchewki do pochrupania; mała miseczka zupy bądź kefir z ziarnami. Z reguły spożywany ok. godziny 17.00.

Kolacja

Jeszcze nie tak dawno królowało przekonanie, że ostatni posiłek należy zjeść przed godziną 18.00. Teraz zalecenia mówią, aby to miało miejsce przynajmniej 3 godziny przed snem (na dodatek przerwa między kolacją a śniadaniem powinna wynosić nie więcej niż 12 godzin).
Dobrym pomysłem są wszelkiego rodzaju lekkie sałatki. U mnie jest to serek wiejski z wybranym warzywem albo kanapka z pastą rybną.
Inne pomysły na kolacje znajdziecie np. TUTAJ.



 PS. Zdjęcie w ramach motywacji - byle do wakacji :P


czwartek, 20 marca 2014

Ku przestrodze ;)

Już wkrótce kilka przemyśleń nt. mojej aktywności. Ale tymczasem muszę pomarudzić, że dzisiaj zamiast pół godzinnego strechingu, który miałam w planach (w ramach przerwy, bo ćwiczę co drugi dzień), musiałam zjeść śniadanie ;) Już po 5 minutach tak przeraźliwie burczało mi w brzuchu, że nie mogłam się na niczym skupić.
To przestroga na przyszłość - przed porannym treningiem, zjedz coś :)

10 pomysłów na zdrowe śniadanie :)

środa, 19 marca 2014

Cheat day/cheat meal, czyli oszukujemy :D

Odkąd zgłębiam tematykę zdrowego trybu życia i co za tym oczywiście idzie, zdrowego odżywiania, trafiam na zagadnienie cheat day, ew. cheat meal. Opinie są różne, począwszy od zalecanych kilka razy w tygodniu posiłków po cały jeden dzień w tygodniu. Jedni twierdzą, że taki oszukańczy dzień jest niezbędny, gdy zwalnia Ci metabolizm (żeby go podkręcić), inni że szkoda marnować to co do tej pory się wypracowało.

Nie opowiadam się, za żadną ze stron, ale zgadzam się, że taki mały przekręt się przydaje ;) Po co? Żeby nie mieć wyrzutów sumienia. To raz. Poza tym uważam, że warto słuchać swojego organizmu i jeśli czujesz, że musisz zjeść coś co nie zalicza się do Twojej diety, to zjedz to. Prawdopodobnie organizm wysyła Ci sygnał, że brakuje Ci czegoś. Nie walcz ze sobą. Zbilansowana dieta ma polegać na tym, że jest zbilansowana właśnie, a jedzenie jest dla Ciebie przyjemnością.

Moje cheat
Generalnie nie mam całych takich dni, kiedy jem co chcę, ile chcę i kiedy chcę. Mój cheat polega na przemycaniu czasami potraw, których na co dzień po prostu nie jem. Dobry przykład z ostatnich dni to panierowany, smażony kotlet schabowy z pieczarkami i serem, zjedzony w towarzystwie frytek i popity kuflem piwa :P Wiem... rozpusta :D Ale nie robię sobie z tego powodu żadnych wyrzutów, nie wskoczyłam na orbitreka i nie wywijałam przez kolejne 2 godziny interwałów ani nie stwierdziłam, że to wszystko nie ma sensu i wracam do starych nawyków. I nie przytyłam też straconych kilogramów. Za to spędziłam miło czas z mężem w restauracji i zjadłam ze smakiem zakazaną rzecz ;)

Nie wyznaczam sobie takich dni, po prostu wykorzystuję cały cheat jako furtkę,
gdy muszę zgrzeszyć :P

Pewnie będę w kółko powtarzała jedną i tę samą rzecz, ale pamiętaj - wszystko jest dla ludzi i robione z głową, ma być Twoją przyjemnością!

Jeśli chcesz wiedzieć więcej i co sądzą inni na powyższy temat, zajrzyj m.in. tutaj:
Cheat day - dzień bez diety
Cheat day  
Cheat day- czyli kolejna lekcja o tym, dlaczego nie warto oszukiwać
Cheat day 
Cheat day – czy można pozwolić sobie na drobne oszustwo w czasie diety?

A Ty - jesteś nieugięta/nieugięty? Czy jednak czasami oszukujesz? ;)
 





niedziela, 16 marca 2014

Z cyklu eksperymenty kulinarne (1)

Przygotowując rano śniadanie odkryłam w szafce paczkę płatków gryczanych. Zapomnianych, gdyż do mojej owsianki totalnie mi nie pasowały. Nie chcąc marnować zapasów, postanowiłam znaleźć dla nich jakąś alternatywę. Szperając trochę po necie, znalazłam m.in. przepis na placki gryczane i kotlety gryczane. Modyfikując nieco powyższe przepisy, stworzyłam swój własny ;)

Zapiekanka gryczana z salsą pomidorową

3/4 szklanki błyskawicznych płatków gryczanych (u mnie firmy Szczytno)
1 duża marchewka
1 mała cebula
1/2 czerwonej cebuli
3 jajka
2 łyżki otrębów pszennych

Na salsę
3 średnie dojrzałe pomidory
1/2 małej cebuli
bazylia
szczypta soli

Płatki zalać gorącą wodą. W tym czasie marchewkę zatrzeć na tarce o dużych oczkach, a na patelni poddusić drobno pokrojone cebule. Dodać jajka i przyprawy wg upodobań (u mnie obowiązkowo m.in. czosnek i koperek) i wszystko razem wymieszać. Niewielką keksówkę wysmarować masłem i wysypać otrębami. Masę przelać i piec w temperaturze 180 stopni przez ok. pół godziny.

Na salsę podduszamy obrane pomidory (zabieg niekonieczny, ale wolę to niż pływające skórki z pomidora :P) i drobno pokrojoną cebulę. Przyprawiamy wg uznania. Dusić przez ok. 10 minut do uzyskania gęstej konsystencji.

Wcale się nie chwalę, ale wyszło nie najgorsze :P Zachęcam do własnych eksperymentów i modyfikacji. Ja następnym razem spróbuję z kukurydzą i groszkiem ;)


Smacznego!


sobota, 15 marca 2014

Mój przykładowy jadłospis - do południa

Ponieważ blog ma pośrednio służyć również jako "dziennik zmian i postępów" ;), nie może zabraknąć w nim miejsca na moje przemyślenia dotyczące posiłków. Mała uwaga, staram się nie używać słowa dieta, ponieważ to co robię teraz nie ma być chwilowe, a pewną stałą w moim życiu. Zmieniam swoje nawyki żywieniowe, a nie na chwilę odmawiam sobie czegoś :)

Nie trzymam się kalorii. Staram się nie odmawiam sobie czegoś, jeśli czuję, że mam na to ochotę. Zwracam uwagę, aby jedzenie było świeże. Z każdym posiłkiem zjadam porcję warzyw lub owoców.
Piję dużo wod. Kiedyś nie zwracałabym na to uwagi, teraz jak nie mam szklanki z wodą pod ręką to jest dla mnie dziwne.

UWAGA! Poniższy spis posiłków jest tylko i wyłącznie moim przykładem. Nie został skonsultowany z żadnych dietetykiem czy lekarzem. Nie korzystaj z niego jako dobry dla Ciebie, gdyż każdy z nas jest inny, ma inną przemianę i kondycję fizyczną! 

Przed śniadaniem

Szklanka wody z sokiem z cytryny na czczo (albo i dwie jak chce mi się pić :P)


Śniadanie

Zwykle zjadam owsiankę z mlekiem lub kefirem. Owsianka dla mnie to mix ziaren, zbóż i granoli. Zwykle w skład wchodzą: otręby owsiane, otręby pszenne, płatki owsiane górskie, płatki orkiszowe, siemię lniane mielone, ziarna słonecznika, suszona żurawina, ewentualnie jakieś owoce (np. maliny, borówka amerykańska).
Czasami tego typu śniadanie przeplatam z jajecznicą, naleśnikami pełnoziarnistymi, jajkiem na twardo plus pieczywo pełnoziarniste, obowiązkowo posmarowane awokado, sałata, pomidor, inne warzywa.
Na śniadanie nie żałuję sobie jedzenia, bo wiem, że do południa zwykle i tak nie będzie po nim śladu ;)

 Uwaga! To nie jest tekst sponsorowany - po prostu produkty tej firmy 
odpowiadają moim potrzebom.



II śniadanie

Zależy od tego co zjadłam na śniadanie. Jeśli to była owsianka, to tutaj zjem jakąś kanapkę skomponowaną podobnie jak te, gdy jem je na śniadanie.
Jeśli kanapka, to teraz zjem jakiś owoc i kefir, najczęściej pod postacią zblendowanego napoju ;)

Godziny posiłków do południa zależą od tego, o której zacznę swój dzień ;) Wspominałam już kiedyś, że bardzo bym chciała wcześniej go zaczynać, ale wciąż walczę. Mam nadzieję, że to tylko przesilenie wiosenne ;). Śniadanie zwykle jem o 8.00 rano, drugie śniadanie zanim wyjdę do pracy albo już w pracy, zwykle koło godziny 11.00. Po kolejnych 3 godzinach przychodzi kolej na obiad :)

Cdn.




Motywuję się...

A przynajmniej próbuję przeglądając blogi i szukając inspiracji.

Na co dzisiaj trafiłam:

1. Trening cardio na każdy dzień miesiąca - na pewno zapiszę sobie w zakładkach, zawsze to jakieś urozmaicenie ;)

2. Kilka słów o pompkach ;)

3. Parę nowych, ciekawych ćwiczeń na brzuszek

4. Persian Zumba - zdecydowanie podoba mi się :D



poniedziałek, 10 marca 2014

Pierwszy krok - zmiana nawyków żywieniowych

Żadna zmiana nie następujące drastycznie. A przynajmniej nie powinna ;) Chcąc zadbać o swoje zdrowie i sylwetkę, pierwszym Twoim działaniem powinna być zmiana nawyków żywieniowych. Jeśli jesteś już w czasie swojej "metamorfozy" i interesujesz się trochę tym tematem, to wiesz o czym piszę.

Jak to wyglądało i jak wygląda u mnie:

1) Nie używam już cukru - wcześniej potrafiłam pić herbatę ulepek i absolutnie nie tknęłabym nic gorzkiego. Teraz nie mam żadnego z tym problemu - poszło lepiej niż się spodziewałam ;)

2) Nie jem słodyczy. Żadnych. A przynajmniej mocno się staram, bo póki co, to jest moje "najsłabsze ogniwo" zmian ;)

3) Nie jem nic smażonego - mięso, rybę piekę w piekarniku w folii, bez żadnych tłuszczy. Zero frytek, placków ziemniaczanych oraz innych ulubionych i ociekających tłuszczem potraw!

4) Wszelkie białe pieczywo zastąpiłam ciemnym, pełnoziarnistym. Jem wielozbożowe bądź pumpernikiel i wszelkie tej maści.

5) Nie używam żadnych smarowideł do pieczywa, typu pseudomargaryna czy masło. Kanapki smaruję awokado :)

6) Kocham ziemniaki w każdej postaci, ale mocno je ograniczyłam i staram się je zastąpić kaszami i ryżem.

7) ZERO fast foodów - komentarz zbędny.

8) Jem 5, czasami nawet 6 razy dziennie (niestety, często w weekendy pracuję do 2, 3 w nocy i zdarza się, że zgłodnieję np. o 22). Posiłki staram się rozkładać co 2-3 godziny.

9) Piję dużo wody i herbat: ziołowych, zielonej, czerwonej. Staram się, żeby naprawdę to było minimum dzienne, przynajmniej 8 szklanek.

W tym wszystkim nie popadam w skrajności - jeżeli mam ochotę na świeżę bułeczkę z szynką, to zjem ją. Kotlet schabowy w panierce? Zdarza się. Pięć frytek skubniętych z talerza męża? No cóż, przyznaję się. Pamiętaj - wszystko musi mieć umiar i być robione z głową.




Zmiany, zmiany, zmiany:

1) 5 kg w dół bez żadnego specjalnego wysiłku.

2) Ładniejsza cera, nie mam problemów z wypryskami (btw - nie jedzcie chipsów - u mnie właśnie po nich miałam najwięszy problem z buzią)

3) Mniejszy żołądek :) Kiedyś potrafiłam na jedną porcję zjeść 3 gołąbki, dwie bułki do tego i jeszcze czymś dojeść. Dzisiaj wystarczy mi jeden plus dodatek surówki.

4) Lepsze trawienie, lżejszy żołądek. Brak dolegliwości żołądkowych, bólów brzucha itp.

5) Lepsze samopoczucie :)

Jeśli o czymś jeszcze zapomniałam, to uzupełnię. Tymczasem - SMACZNEGO ;)


piątek, 7 marca 2014

Co dla mnie znaczy FIT?

Tak modne ostatnio słówko fit, również i mnie urzekło na tyle, że znalazło się w tytule mojego bloga. Ale spieszę wytłumaczyć, że niekoniecznie dla Was będzie oznaczało to samo co dla mnie ;)

Otóż osoba nazywana mianem FIT:
  • mądrze i zdrowo się odżywia
  • regularnie ćwiczy
  • dba o swoje ciało
  • dobrze się traktuje
  • dba o swoją sferę duchową i urodę
  • ma dużo pozytywnej energii
  • jest wolna od nałogów

Tak naprawdę wiele tych rzeczy wynika jedne z drugich - mam energię, bo ćwiczę. Ćwiczę, bo dbam o siebie itp. 

Ale dla mnie fit, to nie tylko powyższe punkty. Dla mnie fit to również osoba spełniona, dbająca również o swoją karmę dla duszy i umysłu. Wciąż się rozwijająca, nie mająca czasu na nudę, ciekawa świata i ludzi. Dla mnie bycie fit, to po prostu bycie dbającą o siebie osobą. I tak naprawdę można by to zamienić każdym innym słówkiem :P

Koniec lenistwa

Uroczyście oświadczam, że z dniem dzisiejszym kończę z lenistwem, które dopadło mnie w tym tygodniu. Definitywnie. Jako pierwszy punkt honoru stawiam sobie wcześniejsze wstawanie - bo tyle można jeszcze wtedy zrobić i dzień od razu jest lepszy. Zatem do jutra, do godziny 6 ;)


środa, 5 marca 2014

Moc postanowień a konsekwencja w życiu

Jeśli jest coś, czego zazdroszczę ludziom, to jest to KONSEKWENCJA. Zastanawiam się czy można się jej nauczyć albo sprawić, że stanie się ona naszym nawykiem. Uważam, że tak naprawdę to właśnie w byciu konsekwentnym w swoich działaniach, postanowieniach, zachowaniach tkwi sekret wszystkich sukcesów. Niezależnie czy dotyczy to edukacji, dbałości o sylwetkę czy biznesu. To że każdego dnia ktoś wstaje rano i wykonuje te same, żmudne czasami czynności, z uporem maniaka, decyduje o tym, co osiągnie w swoim życiu. Podziwiam tych ludzi, dla których doba ma więcej niż 24 godziny i są zdolni wykorzystać ją maksymalnie. Że wciąż im się chce i nie załamują się.

Zazdroszczę tej motywacji, chęci, energii. I zastanawiam się jak to wszystko w swoim życiu "wyłuskać" - tak, żeby chciało mi się wstać godzinę wcześniej i wykorzystać ten czas na ćwiczenia czy naukę języka. Co zrobić, aby odnaleźć tę właściwą dla siebie motywację...?


Co Wy robicie, żeby Wam się chciało, tak jak Wam się nie chce ;) ?

wtorek, 4 marca 2014

No more!

Nigdy więcej słodyczy! Łatwo powiedzieć, niestety w moim przypadku trudno zrealizować. Właściwie to najtrudniejszy dla mnie punkt zmian - lubię słodkie rzeczy i zawsze dużo ich jadłam. Nie wiem skąd taka potrzeba, ale czasami jak mnie najdzie ochota na małe co nieco, to czuję się okropnie i obsesyjnie zaczynam szukać czegoś słodkiego.

Stąd poszukiwania dobrych rad i trochę wiedzy o tym jak nie jeść więcej słodyczy. Już nie ograniczyć, a wyeliminować je całkowicie.

Moje sposoby obejmowały dotychczas przede wszystkim zakaz kupowania słodkich rzeczy do domu (czekolady, ciasta, cukierki, słodkie bułki itp.). Na szczęście mam wyrozumiałego męża i zabiera dla siebie słodkości tylko do pracy ;) Poza tym staram się zamienić czekoladki na suszone owoce. No i oczywiście jem regularnie, przynajmniej 5 posiłków dziennie oraz piję dużo wody. Wciąż jednak zdarzają mi się "niekontrolowane" napady ;)

Co zatem jeszcze mogę zrobić?

Złote rady Wujka Google (i kilku blogerów, dietetyków i innych mądrych głów):
  • Za każdym razem kiedy pomyślisz choćby o zjedzeniu kawałka czekolady, przypomnij sobie jakie szkody wyrządza ona w Twoim organizmie! Puste kalorie, niezdrowy tłuszcz, zepsute zęby, podwyższony poziom cukru w krwi, ospałość i dodatkowe fałdki. ŻADNYCH korzyści!
  •  Stosuj zamienniki - orzechy, rodzynki, suszone owoce. (Tylko nie przesadzaj, bo co za dużo to też niezdrowo).
  •  Dowiedz się jaka jest przyczyna Twoich zachcianek - może się okazać, że jadasz nieregularnie, masz wahania nastrojów lub brakuje Ci jakiegoś składnika, np. żelaza (u mnie to chyba to ostatnie, bo dwie pierwsze przyczyny odpadają).
  • To właściwie powinno być jako pierwsze i najważniejsze - częste wahania glukozy we krwi spowodowany m.in. jedzeniem słodkości, często prowadzi do cukrzycy II typu!
  •  Stosuj cheat day i  pozwól sobie wtedy na małe co nieco - niech to będzie dla Ciebie nagrodą za cały tydzień wstrzemięźliwości.
  •  Zjedz coś słodkiego w formie deseru zaraz po głównym posiłku, dzięki czemu zjesz tego mniej.
  • Owoce, owoce i jeszcze raz owoce! Masz ochotę na coś słodkiego sięgnij po owoce - najlepsza alternatywa. Osobiście polecam te najbardziej słodkie jak banan, ananas czy melon.
  • Wypróbuj chrom - a aptekach możesz dostać tabletki z tym pierwiastkiem. Osobiście jednak zalecam ostrożność, gdyż jakby nie patrzeć to chemia. Ale skoro jak ktoś chce rzucić palenie i dostaje na to "tabletki", to może i w przypadku tego uzależnienia, coś one dadzą.
Cokolwiek nie robisz, rób z głową!

Osobiście zrezygnowałam ze słodzenia herbaty (kawy nie piję) i dość  szybko się przyzwyczaiłam do nowego smaku. Wierzę, że i z innych form cukru uda mi się wkrótce wyleczyć. Spróbuję zastosować znalezione rady i dam znać wkrótce jak mi idzie ;)

poniedziałek, 3 marca 2014

Bo kazda droga ma swoj poczatek...

To już chyba mój 3. blog, który zaczynam prowadzić. Pierwszy dotyczył tematyki serialowej, gdyż jestem ich fanką, drugi inteligencji finansowej z kobiecej perspektywy. Niestety (albo i stety) ich żywot nie był zbyt długi. Na tym właśnie polega mój problem - SŁOMIANY ZAPAŁ ;)
Nie wiem czy i tym razem tak nie będzie, ale kto nie próbuje, ten nic nie ma. Zatem czas start...

Słowem wyjaśnienia - skąd FascynacjaFit? Bo na szybko przyszło mi to do głowy a adres był wolny. Dlaczego by nie? Fit jest na topie ;) A że dążenie do nowej sylwetki i stylu życia jest jednym z moich postanowień noworocznych - to proszę bardzo.

Blog ma pełnić rolę dziennika, miejsca śladów mojej aktywności - ale nie tylko tej fizycznej, ale również intelektualnej. Niestety, odkąd przebywam daleko od domu i zmieniłam pracę i środowisko, mam wrażenie, że cofam się. Czas powolutku to zmienić i wrócić na dawne tory ;)

Także fascynacja fit jako główny temat i mój motywator, ale innych tematów też nie mam zamiaru unikać.

3majcie za mnie kciuki - jak to mówią: "do trzech razy sztuka". ;)