piątek, 27 czerwca 2014

Pokonałam lenia

Już od dłuższego czasu próbowałam spełnić swoje postanowienie i wstawać w tygodniu o godzinie 6 rano. Co z tego, że budzik zawsze był ustawiony na tę godzinę, skoro i tak zwlekałam się z łóżka 2 godziny później. Ale wiedziałam, że przyjdzie taki dzień kiedy otworzę rano oczy i nie czekając na nic wskoczę w dres i pobiegnę przed siebie.

Z tym bieganiem to może lekka przesada, bo to bardziej był biegomarsz, ale ten dzień nadszedł. Właśnie dzisiaj. Nie wiem czy jutro też taki będzie, ale nadzieja we mnie wstąpiła, że jednak mogę przełamać swoje lenistwo.

I nagle dzień jest taaaki długi ;)

W czasie mojego spaceru spotkałam takiego oto pana:


A po wszystkim zjadłam mega kaloryczne śniadanie. Mniami:

 A wieczorem moja ukochana ZUMBA!!!

To teraz proszę trzymać kciuki za moją wytrwałość! :)




czwartek, 26 czerwca 2014

Fotomenu (2)

Mimo, że duże się teraz dzieje i przyznaję się, że coraz częściej sobie folguję (na szczęście nie widać tego w postaci dodatkowych kilo), to wciąż staram się urozmaicać posiłki i jadać kolorowo. Może jak sama sobie przypomnę jak pysznie można jadać, uda mi się wrócić do ścisłego trzymania się posiłków ;) 

Zatem motywuję posiłkowo - siebie, ale i mam nadzieję WAS :)

 Moje ulubione - makaron z warzywami


 Arbuz - do pracy


 Jajecznica ze szpinakiem, pomidorem i kukurydzą z kanapką z wędzonym łososiem


 Wiosenny obiad - ziemniaczki, kalafior, jajko sadzone i dużo koperku 


 Moje wersja klasyczna na szybki obiad - ryż, warzywa i kurczak


 Łosoś przygotowany do pieczenia - ze skórką cytrynową i koperkiem


 Śniadanie - jajecznica, tost pełnoziarnisty i surowe warzywa


Śniadanie - wersja na szybko: tosty pełnoziarniste i to co zostało z warzywek ;)

 Śniadaniowa mamłyga - owsiankowy mix, jabłko z cynamonem. Może nie wygląda apetycznie, ale zapewniam, że jest pyszne ;)


 Sałatka owocowa tym razem


 Pasta rybna na ciemnym pieczywie + dodatki


Omlet + kromeczka z awokado i sałatą + dodatki jak widać

wtorek, 24 czerwca 2014

Nigdy nie jadłam... chayote, czyli kolczoch jadalny

Mijałam to "coś" podczas codziennych zakupów, ale nie zwróciło nigdy mojej uwagi. Aż do dzisiaj - przecież miałam próbować nowych, nieznanych mi smaków. No to siup do koszyka - w domu poszukam cóż to takiego kupiłam :P

Rozwiązanie zagadki - w moim koszyku wylądowało chayote, czyli po polsku kolczoch jadalny. Nie, nie karczoch jak również i ja pomyślałam początkowo ;) Jak informuje nas nieoceniona Wikipedia, kolczoch jadalny to gatunek rośliny z rodziny dyniowatych. Pochodzi z terenów tropikalnych Ameryki. Roślina uprawiana również na terenach Indii, na Filipinach, w Algierii i na Hawajach. Znany jest również pod nazwą sayote, tayota, chocho, chow-chow, christophene oraz labusian.



Na kolczocha znalazłam kilka ciekawych przepisów: na surówkę, nadziewane , smażone w panierce, a także smażone na patelni. Z przekory spróbowałam surowego - jest bardzo soczysty i smakuje trochę jak ogórek. Niektórzy uważają, że jest kombinacją kabaczka i ogórka. Wykorzystałam go w moim miksie warzywnym do obiadu, ale jego smak zupełnie się stracił. Następnym razem zrobię z niego surówkę - myślę, że lepiej się nada ;)




Jeśli kogoś interesują jego wartości odżywcze to odsyłam tutaj.

A Ty miałaś już okazję spróbować kolczocha ;)?

wtorek, 3 czerwca 2014

Moje miasto - sportowa Dąbrowa (Górnicza) ;)

Choć chwilowo nie mieszkam w Polsce, to Dąbrowa Górnicza na zawsze pozostanie moim miastem. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym tam nie wrócić. I choć uważam, że w Polsce jest równie dużo fajnych miejsc do życia, to TO miasto ma ogromny, na szczęście wykorzystywany i wciąż rozwijany potencjał.

Jednym z nich jest ogromny potencjał sportowy, związany bezpośrednio z terenami zielonymi. Mamy 4 (słownie: cztery!) piękne jeziora Pogoria, a wokół nich ścieżki roweroworolkowe i biegowe oraz plaże. Masa przestrzeni, gdzie można uprawiać dowolne sporty, również te wodne. Na sportową infrastrukturą miasta składają ponadto m.in. Aquapark "Nemo", Miejska Strzelnica Sportowa, siłownie pod chmurką oraz kluby fitness.


Co roku w ramach Dni Dąbrowy czy też Dębowego Festiwalu można brać udział w atrakcjach sportowych. Zainteresowanych odsyłam do Dębowy Maj Festiwal. Powstała również inicjatywa Dąbrowa Rowerowa - o czym do dzisiaj nie miałam zielonego pojęcia! Jednak wiele rzeczy umyka, kiedy nie ma mnie na miejscu ;)


Działa również Stowarzyszenie Rekreacyjno-Sportowe "Aktywna Dąbrowa", która jest organizatorem, m.in. Biegu Świetlików. Z innymi sportowymi inicjatywami można się zapoznać na stronie Sportowa Dąbrowa. Ciekawa prezentacja sportowych atrakcji miasta jest na stronie Pascal Travel Club, ale niestety są to już stare informacje. Najlepiej zajrzeć na Dębowy Świat. Chyba dopiero na tej stronie wszystko jest zebrane w jednym miejscu i najlepiej prezentuje to co Dąbrowa ma do zaoferowania - gorąco polecam!


Z wielu wydrzeń na pewno warto wspomnieć, np. o Zagłębiowskiej Masie Krytycznej, w której Dąbrowa jest tylko jednym z miast uczestniczących (wraz z Będzinem i Sosnowcem). W tym roku
w Dąbrowie odbędzie się również jeden z cyklów Skandia Maraton Lang Team (więcej informacji tutaj). Zazdroszczę przeokrutnie, bo jazda na rowerze była moim ulubionym zajęciem sportowym, kiedy mieszkałam w Polce. Jak tylko była ładna pogoda to brałam rower i śmigałam po okolicach Pogorii.

Kiedy pogoda nie dopisuje możesz wybrać się na basen do Aquaparku "Nemo" bądź skorzystać
z oferty któregoś z kilku klubów fitness. Osobiście jestem ciekawa niedawno otwartego "Centrum Formy" w parku Hallera. Wygląda bogato, a oferta na urozmaiconą.


Z całą pewnością nie wyczerpuję tematu, o wielu inicjatywach najzwyczajniej nie wiem, ale chciałam Wam pokazać jak wiele eventów sportowych można zorganizować i brać w nich udział - jeśli tylko trafią się ludzie, którzy mają na to pomysł i zapał ;) Oraz w jakim pięknym mieście przyszło mi się wychować :)

Wszystkich fitmaniaków zapraszam zatem do Dąbrowy! :)

A jak wygląda sportowo-fitnesowa oferta Waszych miejscowości?

Moi Drodzy Koledzy i Koleżanki z Dąbrowy Górniczej - która z naszych atrakcji sportowych jest dla Was "best of the best"? Do jakich klubów fitness uczęszczacie i co sobie najbardziej chwalicie w sportowej ofercie naszego pięknego Miasta ;)?


środa, 28 maja 2014

Wsparcie najbliższych a zdrowy styl życia

Do tego tematu zbierałam się od początku istnienia bloga. Wisiał tak sobie w kopiach roboczych
i wciąż czekał na lepsze czasy. Nie wiem czy one już nadeszły, ale myślę, że najwyższy czas poruszyć to zagadnienie.

A temat nie jest łatwy. Bo mało któremu mężczyźnie chce się przejść na zdrowe odżywianie - ryż zamiast ziemniaków? Nie, dziękuję. Mało która mama ugotuje na obiad schabowe bez pysznej tłustej omasty na ziemniaczkach. Mało który dzieciak nie lubi chipsów i frytek. Mało która impreza obędzie się bez niezdrowych przekąsek, a grilowanie to tylko kupa mięsa. Ja wiem - generalizuję i jadę trochę stereotypami. Ale jest to zabieg celowy, trochę wyolbrzymiający to wszystko, właśnie po to aby uświadomić Wam jak duże znaczenie dla naszego sposobu życia ma nasze otoczenie, najbliżsi.

Trzeba naprawdę ogromnej woli i asertywności, żeby na rodzinnym obiedzie odmówić Babci kolejnej dokładki. Trzeba perfekcyjnej organizacji czasu, aby przygotowywać osobne posiłki dla siebie i reszty rodziny.

Ale czy tak naprawdę musi być? Może jest szansa, aby to wszystko pogodzić? W końcu wsparcie najbliższych w naszej walce o zdrowszy styl życia (mniej kilogramów, lepsze ciało, zgrabniejszą sylwetkę - nazwij to jak chcesz, wpisz tutaj to co ważne dla Ciebie; dla mnie to będzie już styl życia) ma niemałe znaczenie. Jak w każdych innych kryzysowych sytuacjach w życiu...

Kiedy w styczniu zawzięłam się, że czas na zmiany i zdrowsze jedzenie oraz tryb życia, na początku powiedziałam o tym tylko swojemu mężowi. Musiał wiedzieć, bo dostał zakaz kupowania do domu wszelkiej maści smakołyków i słodyczy ;) Z początku niezbyt serio traktował moją prośbę, ale kiedy przekonał się jak zaangażowana jestem, odpuścił. Dzięki temu jemu teraz też zdarza się zjeść mniej niezdrowych przekąsek ;) Tak samo postawiłam warunek z gotowaniem - albo jesz to co ja albo gotuj sobie sam. Stołował się biedny na mieście albo jadł jajecznicę kilka dni z rzędu. Odpuścił raz, drugi
i spróbował mojego obiadu i jakoś mu zasmakowało. Obecnie zawsze przygotuję nieco więcej warzyw, kaszy czy sałatki, żeby w razie głodu i On mógł sobie skubnąć. Nie udało mi się co prawda całkowicie zmienić Jego sposobu myślenia o racjonalnym odżywianiu, ale i tak widzę postępy. A mi jest łatwiej wytrwać w swoich założeniach.

Również moi znajomi przestali mnie częstować słodyczami i nie dziwią się już kiedy widzą mnie
z własnym obiadem przyniesionym do pracy. I nie ma też już podśmiewania się "o, jesteś na diecie?!".

Wsparcie najbliższych może też przejawiać się poprzez motywowanie słowne lub wspólny udział
w zajęciach i zachęcanie do aktywności. To mogą być nawet ludzie, z którymi wspólnie chodzisz na zajęcia fitness czy na siłownię. Im więcej takich aktywnych wokół siebie, tym więcej okazji do ruszenia tyłka z kanapy ;)

Oczywiste oczywistości? Jak najbardziej. Nie mam zamiaru odkrywać Ameryki, a dzielić się tylko
z Wami swoimi przemyśleniami, doświadczeniem i obserwacjami. Może się okazać, że nie dla każdego to takie proste i spróbuje po raz kolejny zmienić coś w swoim życiu. Tym razem już przy udziale rodziny i przyjaciół :)

Także powiedzcie ludziom w Waszym otoczeniu co się dzieje w Waszym życiu i jakie podjęliście decyzje i poproście, aby Was wsparli w tych niełatwych nadchodzących dla Was czasach - które jednak mogą być wszystkim co najlepsze w Waszym życiu :)

Jeśli masz swoje własne doświadczenia w tym temacie, podziel się z innymi i zostaw swój komentarz!


PS. Muszę się pochwalić, że moje 8 kilogramów mniej dostrzega coraz więcej osób. Zatem tym razem coś ruszyło do przodu i jednak działa. A jak to motywuje! Niemal rosną mi skrzydła :D

czwartek, 22 maja 2014

Pamiętaj - wszystko się da! Czyli jak zabić w sobie grubasa w DDTVN

Widzieliście? Jeszcze nie? Polecam! Jeśli nie wierzysz, że się uda - zobacz, że jednak można!

Jak skutecznie zabić w sobie grubasa?  to rozmowa w DDTVN z Agnieszką Czerwińską, która zrzuciła 60 kg.

Nigdy nie miałam takich problemów i widać nie ma na co narzekać. Ale historia Agnieszki udowadnia po raz kolejny, że chcieć to po prostu MÓC :D

Jestem pod wrażeniem i gorąco gratuluję Pani Agnieszce!

A teraz ruszamy dupki i sio sprzed komputerów :)


wtorek, 20 maja 2014

Styl życia w Stanach Zjednoczonych

Do tego wpisu zainspirował mnie mini reportaż Jacka Bilczyńskiego "Styl życia na świecie - USA". Sama od jakiegoś czasu mieszkam w Stanach i mam świadomość tego, że wszystko co Jacek powiedział w filmiku to najprawdziwsza prawda ;) Ameryka to kraj ogromnych kontrastów, również na płaszczyźnie dieta-sport.


Z jednej strony na ulicach spotkamy ogromnych rozmiarów Amerykanów zajadających się w fast foodowych restauracjach, które są naprawdę niemal na każdym rogu. Z drugiej strony mijać będą ich uprawiający jogging ludzie w każdym wieku. W sklepie na półkach oprócz tego wszystkiego co i w Polsce, a zatem każdego rodzaju przetworzonych produktów, znajdzie się duży dział owocowo-warzywny i całe mnóstwo zdrowej żywności, a nawet dobrej jakości pieczywo.

Różnice między podejściem ludzi do odżywiania widzę codziennie, ponieważ pracuję w restauracji. Część z gości zje cokolwiek, nie myśląc pewnie nawet o tym czy zdrowe i dobre dla organizmu czy nie. Ważne, żeby było mniami ;) Ale coraz częściej klienci pytają o to jak dana potrawa jest wykonana, czy można dane mięso przygrilować zamiast smażyć, wybierają lżejsze surówki lub rezygnują z dodatków sosu. Także przy wyborze napoju pytają o naturalne soki albo po prostu wybierają wodę.

Na sportowej płaszczyźnie - w Polsce widok osoby biegającej dla przyjemności po miejskich ulicach jest wciąż widokiem wprawiającym wiele osób w zdziwienie. Tutaj absolutnie nikt nie zwraca na to uwagi. Siłownie są na każdym większym bloku, a na zajęcia typowo fitness czy zumba częstymi gośćmi są również panowie. I nikogo to nie dziwi, że w tym czasie nie przerzucają ton na siłowni ;) Również wielu Amerykanów posiada własną siłownię w domu, nie rzadko nie ustępującą niczemu publicznym obiektom ;) Sam sprzęt sportowy jest relatywnie łatwo dostępny (mam na myśli przede wszystkim ceny), czy to w wyspecjalizowanych sklepach czy popularnych marketach.

Na pytanie jakie na początku stawia Jacek co jest przyczyną tego, że odsetek ludzi otyłych w Ameryce jest tak duży, z całą pewnością można odpowiedzieć, że są to po prostu zaniedbania. Tak naprawdę niemal zawsze i wszędzie są to zaniedbania. Mam na myśli oczywiście osoby, które nie zmagają się z żadnymi zdrowotnymi dolegliwościami.  Rzadko kiedy myślimy o tym, że nasze pożywienie jest mało odżywcze, pełne zbędnych kalorii i niezdrowych tłuszczy. Mamy warunki do tego, żeby zadbać o swoją dietę, ale nie robimy tego. Dlaczego? Sam sobie odpowiedz ;)

Zatem zdajmy o siebie, edukujmy się i wykorzystujmy możliwości. Jest ładna pogoda u Ciebie? To co jeszcze siedzisz przed komputerem - sio na spacer ;)




piątek, 16 maja 2014

Nigdy nie jadłam... gujawa

Gujawa to roślina tropikalna z jadalnymi owocami, znana też pod nazwami guawa, gwajawa, gojawa, psydia albo jak ktoś też woli gruszla lub z angielskiego guava.

Owoce są niewielkie okrągłe lub gruszkowate o zróżnicowanej barwie, od jasnozielonej, poprzez żółtą aż do różowej lub czerwonej . Miąższ owocu jest jasny lub czerwonawy o silnym i charakterystycznym zapachu z małymi twardymi nasionami. 



Gujawę kupiłam w lokalnym sklepiku pakowaną w kilka owoców na tacce. Moje owoce były żółte, wielkości małej śliwki. Po rozkrojeniu również miały żółtą barwę w środku. Zapach owocu jest silny, charakterystyczny z cytrusową nutą. Gujawa smakuje trochę jak kwaskowata gruszka, miąższ też jest podobny do gruszki. Owoc smaczny, ale wkurzające są te małe, twarde ziarenka, które wchodzą w zęby ;)

Dla mnie owoc nieco podobny do figi. Świetny to wykorzystania na dżemy, przeciery. Myślę, że nie najgorzej również smakowałby suszony.Spróbuję wysuszyć owoce i zobaczymy co mi z tego wyjdzie ;)

wtorek, 13 maja 2014

Moje sportowe gadżety ;)

Kiedy w styczniu podjęłam decyzję, że najwyższy czas na poważnie zająć się swoją kondycją, zastosowałam kilka elementów motywacyjnych. Jednym z nich był zakup paru sprzętów do ćwiczeń i "wspomagaczy okołosportowych" :P

O swoim trenażeru eliptycznym i jego wykorzystaniu już pisałam.
Ponadto "uzbroiłam" się w:
  • matę do ćwiczeń - kolory, wzory, fasony i ich wybór przyprawiają o zawrót głowy. Ja wybrałam tradycyjnie różową.
  • ciężarki na nogi/nadgarstki - niezbyt ciężkie, bo ważą jedynie 2 funty. Zdecydowanie najrzadziej używane, leżą zapomniane w kącie. Korzystam z nich jedynie przy okazji treningu na nogi Ewki.
  • pas neoprenowy - kupiłam na samym początku mając nadzieję na cudowne efekty - takie małe czary-mary. Teraz używam go przy każdym treningu w domu, prócz siłowego, bo wtedy mi przeszkadza. Skoro już go mam, to będę z niego korzystała
  •  thigh toner - naszukałam się polskiej nazwy jak głupia :P Tymczasem wg ojczystej nomenklatury jest to po prostu motylek, agrafka gimnastyczna albo bardzo fachowo depandor (o czym nie miałam zielonego pojęcia, chyba będę musiała pogłębić swoją terminologię w zakresie fitness). Zabawka zupełnie nowa, zakupiona przed kilkoma dniami i jeszcze do końca nie przetestowana. Ale wszystko przede mną i na pewno dam znać jak się spisuje. A z tego co zdążyłam zerknąć to całkiem sporo można znaleźć dla niej zastosowań treningowych.

I narazie tyle tego. Liczba nie jest oszałamiająca i jest to zestaw niemal obowiązkowy, ale nie o to chodzi. Cała rzecz polega na frajdzie wypróbowywania nowych "gadżecików". Cieszysz się z posiadania nowego sprzętu i cieszy Cię trening z jego wykorzystaniem. I właśnie o to chodzi ;) No i zawsze szkoda, żeby wydane pieniądze się zmarnowały, więc skoro już kupiłam...

Jestem przekonana, że na tym moja kolekcja się nie skończy. Za każdym razem jak przechodzę przez dział sportowy, coś nowego wpada mi w oko. W najbliższym czasie planuję zaopatrzyć się w piłkę oraz może gumę do ćwiczeń.

Całkiem sporym sprzętem, który posiadamy w domu jest ławeczka do ćwiczeń praktycznie przeze mnie nie wykorzystywana. To mój mąż miał zawsze słabość do domowej siłowni, stąd w wolnym pokoju stoi sobie taki wieszak na ubrania :) ale chyba najwyższy czas, żebym ja bliżej się jej przyjrzała i urozmaiciła trening siłowy. Tylko muszę dobrze się do tego przygotować ;)


A jak wygląda Twoja kolekcja fitness "gadżetów"? Masz w domu jakieś większe sprzęty,
z których regularnie korzystasz? I jak wygląda Twoja motywacja do ćwiczeń z ich wykorzystaniem ;)


czwartek, 8 maja 2014

Więcej ryb!

Nie będę ogłaszała żadnego wyzwania pod tym hasłem, ale spróbuję sama siebie zmotywować do zwiększenia ilości ryb w jadłospisie. Przynajmniej do dwóch w tygodniu. Tyle zalecają dietetycy i tyle musi/ma wystarczyć. Niestety, mimo że staram się, aby moja dieta była zbilansowana to zapominam o rybach. Od teraz to się zmieni :)


 

Co zatem zrobić, aby zwiększyć ilość ryb w swoim menu?

Po pierwsze - PLANUJ!

Tylko mając zaplanowane posiłki na co najmniej dzień do przodu, jesteś w stanie uwzględnić co wartościowego możesz zjeść. Będziesz wtedy też widzieć czy Twoja dieta rzeczywiście jest tak zbilansowana jakbyś sobie tego życzyła.

Zatem od dzisiaj karteczka i długopis w ruch (dla mnie, bo jestem staromodna :P dla Ciebie może to być elektroniczny notatnik czy jakaś wygodna aplikacja)!

Po drugie - znajdź odpowiednie ryby.

Co to znaczy? Zaleca się spożywanie 2 do 3 porcji w tygodniu ryb MORSKICH. Które zatem wybierać ryby, dowiesz się np. tutaj. Ponadto nie każda ryba musi Ci tak samo smakować - spróbuj zatem kilka z nich i wybierz "the best of the best" dla siebie ;) Pobaw się też sposobem ich podania - nie musisz za każdym razem ich smażyć, piec czy grilować. Zrób z nich pastę bądź burgery.

Po trzecie - nie bój się.

Od jakiegoś czasu słyszę obiegowe opinie o tym jak ryby są faszerowane chemią bądź kumulują rtęć czy ołów i tym samym podważane są ich zalety. Nie twierdzę, że tak nie jest (np. nigdy nie zjem już pangi po tym co się naczytałam o niej), ale z drugiej strony nie dajmy się zwariować. Zalety wciąż przeważają nad minusami, zatem rybka na obiad czy kanapkę może nam tylko wyjść na zdrowie ;)

Po czwarte - nie zwlekaj.

Do czego zachęcam Was i siebie :)

Jak mi poszło z moim własnym wyzwaniem dam Wam znać już wkrótce ;) a tymczasem może ktoś z Was pochwali się jak to jest z tymi rybami u niego?


Jeśli chcesz więcej poczytać o rybach w zbilansowanej diecie:

Czy ryby są zdrowe?
Dlaczego warto jeść ryby?
Ryby - jeść czy nie jeść. Oto jest pytanie!
Ryby - zdrowie czy niebezpieczeństwo?
Ryby morskie - dlaczego trzeba je jeść?





poniedziałek, 5 maja 2014

Nigdy nie jadłam... kaktus

Tytuł tego postu powinien raczej brzmieć "Nigdy więcej nie zjem kaktusa". Moja przygoda z kaktusem to dobry przykład na to, że nie każdy eksperyment kulinarny bywa udany :D


Co do samego kaktusa i mojej kuchennej przygody z nim ;) - owszem wiedziałam, że "to" się je ;) i wciąż w sklepie widywałam świeże liście kaktusa. Ale nie za bardzo miałam pomysł co by z nich zrobić. Znalazłam kilka przepisów na sałatki, ale to byłoby zbyt banalne ;)

Na tapetę zatem trafiły kaktusowe frytki z dipem z avokado, wg tego przepisu.

Już przy obieraniu liści, zrobiło mi się mdło. Mają typowy zapach zielonych warzyw, np. zielonej papryki. Mam wrażenie, że tak właśnie pachnie chlorofil. I jak się okazuje, nie znoszę tego.


Dwa - z liści kaktusa wycieka gęsty sok, który ma konsystencję glutów. Już nic mnie nie zmusiło, żeby spróbować tego na surowo.

Ale zrobiłam co trzeba było wg przepisu. Tylko ciut za długo przytrzymałam to cudo w piekarniku i wyszły suszonki... Żeby być uczciwą wobec samej siebie i włożonego trudu i czasu, postanowiłam chociaż spróbować. Niestety - liście kaktusa to nie jest moja bajka.

Szkoda było zachodu. Ale spróbowane, odhaczone. Może kiedyś jakiś zdolny kucharz mnie jednak przekona do kaktusów, ale na chwilę obecną podziękuję ;)

Chyba muszę spróbować czegoś innego :D

niedziela, 27 kwietnia 2014

Ryneczek Lidla - czy warto?

Kiedy wybudowali Lidla pod moimi oknami nie byłam szczególnie zachwycona. Kolejny market w mieście. A wierzcie mi, w promieniu 5 km są chyba wszystkie jakie funkcjonują na rynku :P
No ale że był najbliżej to i w nim najczęściej miały miejsce moje zakupy. Z czasem zauważyłam jednak kilka zalet, prócz tej, że mogłam iść do niego w kapciach (teraz znam miejsca, gdzie ludzie naprawdę chodzą w kapciach na zakupy:P). Ma produkty dobrej jakości, spory dział owocowo-warzywny i nie zdarzyło mi się, żeby kupiła coś nieświeżego, przeterminowanego czy budzącego jakiekolwiek moje zastrzeżenia. I jest naprawdę tani w porównaniu do innych sklepów tego rodzaju.




No ale od prawie 2 lat nie mieszkam w Polsce, a tutaj nie ma Lidla. Jakoś żyję bez niego :D ale wciąż widzę reklamy i widzę, że nie dzieje się najgorzej.

Szczególnie zaintrygowała mnie akcja sklepu Ryneczek Lidla. Owszem w celach marketingowych, ale edukuje i pomaga tworzyć zdrowe kompozycje na talerzu. Na stronie znajdziemy również Encyklopedię warzyw i owoców, a w niej informacje na temat niemal każdego z nich. Jest to krótka charakterystyka warzywa/owocu, informacje o tym jak je wybierać, jak wygląda, jak smakuje, jak je przechowywać, jakie ma właściwości, ciekawostki oraz wartości odżywcze. A do tego całe mnóstwo przepisów.

Niestety nie wiem jak to wygląda w praktyce. Czy zmienił się wygląd stoiska, czy wszystkie z tych owoców i warzyw możemy kupić w markecie? Jakiej są one jakości?

Może się okazać, że wszystko tak ładnie wygląda tylko w teorii...

Zatem może ktoś mnie uświadomi i powie jak to jest z tym Ryneczkiem Lidla ;)?



sobota, 19 kwietnia 2014

Fotomenu (1)

Poniżej kilka zdjęć mojego menu. Może mała inspiracja dla niektórych z Was ;)  
Smacznego!

Kanapka z dodatkami jak widać ;). 


Sałatka z makaronu pełnoziarnistego i warzyw.


Pieczywo Wasa z pastą kukurydzianą, oliwki, pomidor, sałata i sezam.

 
Kolejna propozycja kanapek.


Ryż z warzywami oraz surówka z marchwi i selera.


Warzywny mix przygotowany do gotowania na parze.


Jajecznica z dodatkami.


 Ryż, pierś kurczaka i warzywa z pary.


Omlet.


 Makaron z warzywami.


 Niemal klasyczna sałatka.


 Ryż z warzywami i płatki migdałów.


Brązowy ryż, pieczony łosoś i mix warzyw plus szpinak.


Jak widać staram się, aby było przede wszystkim kolorowo. Poza tym pilnuję, aby proporcje wynosiły odpowiednio 25% białka, 25% węglowodanów i 50% warzyw. Przemycam do każdego  z posiłków jak największą ilość warzyw. I nie boję się eksperymentować. Największą frajdę sprawia mi kiedy coś nie tylko dobrze wygląda, ale też smakuje ;)
I najważniejsze: nie zjadam tego wszystkiego na raz. Porcje obiadowe zwykle są tak duże, że muszę dojeść niektóre na kolację :P

Dobrze, że zbliża się pora kolacji, bo zrobiłam się głodna od tych pyszności ;) Pozdrawiam!

sobota, 12 kwietnia 2014

Mój orbitrek + mała recenzja Elliptical Cross Trainer

Od kilku miesięcy jestem jakże dumną posiadaczką orbitreka. Albo jak kto woli trenażera eliptycznego ;) Kupiłam go w czasach, gdy panowała u mnie głęboka zima - dosłownie
i w przenośni. Tak dla motywacji, bo skoro już wydałam pieniądze (maszyna jest używana i trafiłam na naprawdę dobrą okazję, niemal za bezcen) to nie mogę pozwolić, żeby się zmarnowały. Mój luby przepowiadał co prawda przyszłość dla niej jako wieszaka na ciuchy, ale na szczęście tym razem nie miał racji :P

A oto moja dziecinka Horizon EG5:






Posiada wszystkie "bajery" typu pomiar czasu, długości i prędkości, wydatek energetyczny, pomiar pulsu (chociaż nie jestem przekonana co do jego dokładności, gdyż czujniki znajdują się
w nieruchomych rączkach przy dłoniach, ale mogę się mylić) oraz oczywiście zmianę obciążenia. Wciąż się uczę o tej maszynie, więc nie wiem jeszcze jak używać programów, bo wiem że gdzieś są ;)

Do dzisiaj moje treningi na orbitreku ograniczały się do rozgrzewki, ew. krótkich interwałów, jak
w tym filmiku:


Dzisiaj wypadał mój dzień odpoczynku, ale że czułam się wypoczęta i czułam pewien niedosyt postanowiłam zrobić dłuższy marsz na orbitreku. Szukając odpowiedniej muzyki, trafiłam na film:


I jakoś tak upłynęło mi 60 minut na całym treningu ;) Ale po kolei. Zaczynamy od rozgrzewki zmieniając kolejne "zone", czyli obciążenia. Następnie jest trening interwałowy. A później nogi, na których odpadłam i momentami prawie krzyczałam z bólu. No cóż, nogi to wciąż mój słaby punkt ;)
Ostatnie jest zwolnienie, wyciszenie i streching.

Na początku strasznie mnie denerwowało, że jest tyle gadania, ale wytrwałam i z każdą kolejną minutą mniej zwracałam na to uwagę, a momentami nawet pomagało się skupić na treningu. I chyba właśnie o to chodzi.

Ćwiczenia na nogi kiedy ruch jest w półprzysiadzie wymiata :D Nareszcie znalazłam dla siebie niezły wycisk, który pozwoli mi w pełni skorzystać z mojej maszyny! Jeśli nudzi Cię "bezmyślne pedałowanie" na orbitreku, to polecam w ramach urozmaicenia treningów kardio.

Jeśli chcesz trochę więcej poczytać o orbitreku i ćwiczeniach na nim zajrzyj:

  A czy Ty lubisz ćwiczenia na orbitreku? Może masz swoje własne przemyślenia - podziel się w komentarzu!

 

 

 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Aktywność fizyczna

Dzisiaj chciałabym zanotować kilka słów dotyczące moich ćwiczeń i wszelkich form oraz przejawów aktywności fizycznej.

Odkąd pamiętam byłam ruchliwym dzieckiem, a później wysportowaną nastolatką. I choć niemal od zawsze moja waga była na granicy nadwagi, to jakoś specjalnie nie było tego po mnie widać. W podstawówce grałam w kosza (dzięki któremu nabawiłam się paskudnej kontuzji kolana, która już na zawsze będzie mi uprzykrzać życie), brałam udział w zawodach i zawsze chodziłam na wf ;) W liceum z kolei grałam w reprezentacji szkoły w siatkówce (przez całe 4 lata na różnych pozycjach), mimo że nie należę do wysokich kobiet (163 cm). Lekcje wf 3 razy w tygodniu plus 2-3 dodatkowe sksy pozwalały mi na to, żeby utrzymywać stałą wagę. Ale niestety, czasy liceum odeszły w niepamięć, a ich miejsce zajęły studia i praca. I brak czasu na regularne ćwiczenia. Jedyne o jeszcze udało mi się szczerze uchować, to wycieczki rowerowe w okolicach miasta. I tyle. Rezultat - zero kondycji, dodatkowe prawie 15 kg i wmawianie sobie, że jest jak było. Ale nie było o czym świadczyły coraz większe rozmiary ubrań i coraz mniejsze dotychczasowe ubrania :P

Musiałam dopiero wyjechać z domu, żeby wziąć się w garść i spróbować coś zmienić. I tak od nowego roku 2014 zdrowiej się odżywiam o czym już pisałam, ale staram się również regularnie ćwiczyć. Aby się do tego zmotywować poczyniłam nawet pewne zakupy. Ale o tym kolejnym razem ;)

Staram się ćwiczyć co drugi dzień, rozpoczynając od rozgrzewki. Tę wykonuję sama bądź z jednym z wielu filmików dostępnych na youtube, bądź też na orbitreku ok.15 minut. Następnie czas na brzuch i pośladki z Mel B.  To zdecydowanie moja ulubiona "trenerka". Nie mogę się przekonań do treningów z Ewą czy ZWOW albo jeszcze innych. Na razie tylko Mel. Ponieważ moja forma delikatnie mówiąc nie była najlepsza, to już po 10 powtórzeniach odpadałam. Ale robiłam krótką przerwę i śmigałam dalej. W tej chwili nie mam już z tym problemów.






Mój sposób na trudne początki? Przeplatanie jednej serii brzucha z jedną serią pośladków. W ten sposób dawałam mięśniom chwilę na odpoczynek angażując kolejne. Po skończonych ćwiczeniach rozciąganie i odpoczynek. Z czasem do tego podstawowego dla mnie zestawu dodałam ćwiczenia na plecy (idąc za dobrą radą Agaty z Blue SWEATPANTS) oraz podtrzymujące biust.

Czy są jakieś rezultaty? Spektakularnych to ja nie widzę, ale... jednak różnica jest. Przede wszystkim kondycyjna. Jak pisałam już wyżej nie byłam w stanie wykonać nawet jednego ćwiczenia bez przerw. W chwili obecnej zdarza mi się, że czuję lekki niedosyt i szukam jeszcze jakiegoś instruktażu dla "dokopania się" ;) Ale wszystko powoli. Moim najbliższych celem jest zrobienie obu filmików z Mel B po kolei, bez przerywników. Dopiero wtedy będę szukała następnych wyzwań :)

A tymczasem nie mogę się doczekać aż zrobi się u mnie naprawdę wiosna i ciepło, żebym mogła odkopać rower i odkrywać przepiękne pobliskie lasy.

PS. Zapomniałam dodać, że do mojej aktywności można jeszcze zaliczyć kilometry, które nabijam w pracy :)

A jak wyglądały Twoje początki? Masz jakieś swoje sposoby na motywację do ćwiczeń?

wtorek, 1 kwietnia 2014

Perfumy, które mnie urzekły

Naprawdę nigdy nie byłam znawczynią markowych zapachów, a psikałam się tym co akurat wpadło mi w ręce i miało w miarę przystępną cenę oraz odpowiedni zapach. Nie lubię kwiatowych nut, owocowych i orzeźwiających. Jestem za to fanką ciężkich, słodkich perfum, które polecane są na wieczór.

Poniżej lista moich ulubionych perfum :)

Numer jeden na mojej liście to Euphoria Calvin Klein.
Intensywny i długo się utrzymujący zapach. Myślę, że dość popularny, a przynajmniej znany większości.

Na co dzień używam na zmianę Victoria`s Secret Angel oraz Love Express. Te drugie dostałam kiedyś w prezencie, ale zapach na tyle mi przypadł do gustu, że wciąż są w obiegu.




















Kolejne zapachy, które planuję włączyć wkrótce do swojej kolekcji to J`adore Dior - dostałam próbkę wraz z katalogiem z Macy`s i prawie od razu się zakochałam. Ponadto podoba mi się Armani Code i The One Dolce&Gabbana.







Ostatnim moim odkryciem i zakupem są perfumy signifikowane nazwiskiem Beyonce, mianowicie Rise Beyonce. Dla mnie poezja - słodkie i zapach długo się utrzymuje.






Lubisz, któreś z wymienionych wyżej zapachów? A może masz swoich własnych faworytów? Podziel się swoimi ulubionymi perfumami :)