środa, 28 maja 2014

Wsparcie najbliższych a zdrowy styl życia

Do tego tematu zbierałam się od początku istnienia bloga. Wisiał tak sobie w kopiach roboczych
i wciąż czekał na lepsze czasy. Nie wiem czy one już nadeszły, ale myślę, że najwyższy czas poruszyć to zagadnienie.

A temat nie jest łatwy. Bo mało któremu mężczyźnie chce się przejść na zdrowe odżywianie - ryż zamiast ziemniaków? Nie, dziękuję. Mało która mama ugotuje na obiad schabowe bez pysznej tłustej omasty na ziemniaczkach. Mało który dzieciak nie lubi chipsów i frytek. Mało która impreza obędzie się bez niezdrowych przekąsek, a grilowanie to tylko kupa mięsa. Ja wiem - generalizuję i jadę trochę stereotypami. Ale jest to zabieg celowy, trochę wyolbrzymiający to wszystko, właśnie po to aby uświadomić Wam jak duże znaczenie dla naszego sposobu życia ma nasze otoczenie, najbliżsi.

Trzeba naprawdę ogromnej woli i asertywności, żeby na rodzinnym obiedzie odmówić Babci kolejnej dokładki. Trzeba perfekcyjnej organizacji czasu, aby przygotowywać osobne posiłki dla siebie i reszty rodziny.

Ale czy tak naprawdę musi być? Może jest szansa, aby to wszystko pogodzić? W końcu wsparcie najbliższych w naszej walce o zdrowszy styl życia (mniej kilogramów, lepsze ciało, zgrabniejszą sylwetkę - nazwij to jak chcesz, wpisz tutaj to co ważne dla Ciebie; dla mnie to będzie już styl życia) ma niemałe znaczenie. Jak w każdych innych kryzysowych sytuacjach w życiu...

Kiedy w styczniu zawzięłam się, że czas na zmiany i zdrowsze jedzenie oraz tryb życia, na początku powiedziałam o tym tylko swojemu mężowi. Musiał wiedzieć, bo dostał zakaz kupowania do domu wszelkiej maści smakołyków i słodyczy ;) Z początku niezbyt serio traktował moją prośbę, ale kiedy przekonał się jak zaangażowana jestem, odpuścił. Dzięki temu jemu teraz też zdarza się zjeść mniej niezdrowych przekąsek ;) Tak samo postawiłam warunek z gotowaniem - albo jesz to co ja albo gotuj sobie sam. Stołował się biedny na mieście albo jadł jajecznicę kilka dni z rzędu. Odpuścił raz, drugi
i spróbował mojego obiadu i jakoś mu zasmakowało. Obecnie zawsze przygotuję nieco więcej warzyw, kaszy czy sałatki, żeby w razie głodu i On mógł sobie skubnąć. Nie udało mi się co prawda całkowicie zmienić Jego sposobu myślenia o racjonalnym odżywianiu, ale i tak widzę postępy. A mi jest łatwiej wytrwać w swoich założeniach.

Również moi znajomi przestali mnie częstować słodyczami i nie dziwią się już kiedy widzą mnie
z własnym obiadem przyniesionym do pracy. I nie ma też już podśmiewania się "o, jesteś na diecie?!".

Wsparcie najbliższych może też przejawiać się poprzez motywowanie słowne lub wspólny udział
w zajęciach i zachęcanie do aktywności. To mogą być nawet ludzie, z którymi wspólnie chodzisz na zajęcia fitness czy na siłownię. Im więcej takich aktywnych wokół siebie, tym więcej okazji do ruszenia tyłka z kanapy ;)

Oczywiste oczywistości? Jak najbardziej. Nie mam zamiaru odkrywać Ameryki, a dzielić się tylko
z Wami swoimi przemyśleniami, doświadczeniem i obserwacjami. Może się okazać, że nie dla każdego to takie proste i spróbuje po raz kolejny zmienić coś w swoim życiu. Tym razem już przy udziale rodziny i przyjaciół :)

Także powiedzcie ludziom w Waszym otoczeniu co się dzieje w Waszym życiu i jakie podjęliście decyzje i poproście, aby Was wsparli w tych niełatwych nadchodzących dla Was czasach - które jednak mogą być wszystkim co najlepsze w Waszym życiu :)

Jeśli masz swoje własne doświadczenia w tym temacie, podziel się z innymi i zostaw swój komentarz!


PS. Muszę się pochwalić, że moje 8 kilogramów mniej dostrzega coraz więcej osób. Zatem tym razem coś ruszyło do przodu i jednak działa. A jak to motywuje! Niemal rosną mi skrzydła :D

czwartek, 22 maja 2014

Pamiętaj - wszystko się da! Czyli jak zabić w sobie grubasa w DDTVN

Widzieliście? Jeszcze nie? Polecam! Jeśli nie wierzysz, że się uda - zobacz, że jednak można!

Jak skutecznie zabić w sobie grubasa?  to rozmowa w DDTVN z Agnieszką Czerwińską, która zrzuciła 60 kg.

Nigdy nie miałam takich problemów i widać nie ma na co narzekać. Ale historia Agnieszki udowadnia po raz kolejny, że chcieć to po prostu MÓC :D

Jestem pod wrażeniem i gorąco gratuluję Pani Agnieszce!

A teraz ruszamy dupki i sio sprzed komputerów :)


wtorek, 20 maja 2014

Styl życia w Stanach Zjednoczonych

Do tego wpisu zainspirował mnie mini reportaż Jacka Bilczyńskiego "Styl życia na świecie - USA". Sama od jakiegoś czasu mieszkam w Stanach i mam świadomość tego, że wszystko co Jacek powiedział w filmiku to najprawdziwsza prawda ;) Ameryka to kraj ogromnych kontrastów, również na płaszczyźnie dieta-sport.


Z jednej strony na ulicach spotkamy ogromnych rozmiarów Amerykanów zajadających się w fast foodowych restauracjach, które są naprawdę niemal na każdym rogu. Z drugiej strony mijać będą ich uprawiający jogging ludzie w każdym wieku. W sklepie na półkach oprócz tego wszystkiego co i w Polsce, a zatem każdego rodzaju przetworzonych produktów, znajdzie się duży dział owocowo-warzywny i całe mnóstwo zdrowej żywności, a nawet dobrej jakości pieczywo.

Różnice między podejściem ludzi do odżywiania widzę codziennie, ponieważ pracuję w restauracji. Część z gości zje cokolwiek, nie myśląc pewnie nawet o tym czy zdrowe i dobre dla organizmu czy nie. Ważne, żeby było mniami ;) Ale coraz częściej klienci pytają o to jak dana potrawa jest wykonana, czy można dane mięso przygrilować zamiast smażyć, wybierają lżejsze surówki lub rezygnują z dodatków sosu. Także przy wyborze napoju pytają o naturalne soki albo po prostu wybierają wodę.

Na sportowej płaszczyźnie - w Polsce widok osoby biegającej dla przyjemności po miejskich ulicach jest wciąż widokiem wprawiającym wiele osób w zdziwienie. Tutaj absolutnie nikt nie zwraca na to uwagi. Siłownie są na każdym większym bloku, a na zajęcia typowo fitness czy zumba częstymi gośćmi są również panowie. I nikogo to nie dziwi, że w tym czasie nie przerzucają ton na siłowni ;) Również wielu Amerykanów posiada własną siłownię w domu, nie rzadko nie ustępującą niczemu publicznym obiektom ;) Sam sprzęt sportowy jest relatywnie łatwo dostępny (mam na myśli przede wszystkim ceny), czy to w wyspecjalizowanych sklepach czy popularnych marketach.

Na pytanie jakie na początku stawia Jacek co jest przyczyną tego, że odsetek ludzi otyłych w Ameryce jest tak duży, z całą pewnością można odpowiedzieć, że są to po prostu zaniedbania. Tak naprawdę niemal zawsze i wszędzie są to zaniedbania. Mam na myśli oczywiście osoby, które nie zmagają się z żadnymi zdrowotnymi dolegliwościami.  Rzadko kiedy myślimy o tym, że nasze pożywienie jest mało odżywcze, pełne zbędnych kalorii i niezdrowych tłuszczy. Mamy warunki do tego, żeby zadbać o swoją dietę, ale nie robimy tego. Dlaczego? Sam sobie odpowiedz ;)

Zatem zdajmy o siebie, edukujmy się i wykorzystujmy możliwości. Jest ładna pogoda u Ciebie? To co jeszcze siedzisz przed komputerem - sio na spacer ;)




piątek, 16 maja 2014

Nigdy nie jadłam... gujawa

Gujawa to roślina tropikalna z jadalnymi owocami, znana też pod nazwami guawa, gwajawa, gojawa, psydia albo jak ktoś też woli gruszla lub z angielskiego guava.

Owoce są niewielkie okrągłe lub gruszkowate o zróżnicowanej barwie, od jasnozielonej, poprzez żółtą aż do różowej lub czerwonej . Miąższ owocu jest jasny lub czerwonawy o silnym i charakterystycznym zapachu z małymi twardymi nasionami. 



Gujawę kupiłam w lokalnym sklepiku pakowaną w kilka owoców na tacce. Moje owoce były żółte, wielkości małej śliwki. Po rozkrojeniu również miały żółtą barwę w środku. Zapach owocu jest silny, charakterystyczny z cytrusową nutą. Gujawa smakuje trochę jak kwaskowata gruszka, miąższ też jest podobny do gruszki. Owoc smaczny, ale wkurzające są te małe, twarde ziarenka, które wchodzą w zęby ;)

Dla mnie owoc nieco podobny do figi. Świetny to wykorzystania na dżemy, przeciery. Myślę, że nie najgorzej również smakowałby suszony.Spróbuję wysuszyć owoce i zobaczymy co mi z tego wyjdzie ;)

wtorek, 13 maja 2014

Moje sportowe gadżety ;)

Kiedy w styczniu podjęłam decyzję, że najwyższy czas na poważnie zająć się swoją kondycją, zastosowałam kilka elementów motywacyjnych. Jednym z nich był zakup paru sprzętów do ćwiczeń i "wspomagaczy okołosportowych" :P

O swoim trenażeru eliptycznym i jego wykorzystaniu już pisałam.
Ponadto "uzbroiłam" się w:
  • matę do ćwiczeń - kolory, wzory, fasony i ich wybór przyprawiają o zawrót głowy. Ja wybrałam tradycyjnie różową.
  • ciężarki na nogi/nadgarstki - niezbyt ciężkie, bo ważą jedynie 2 funty. Zdecydowanie najrzadziej używane, leżą zapomniane w kącie. Korzystam z nich jedynie przy okazji treningu na nogi Ewki.
  • pas neoprenowy - kupiłam na samym początku mając nadzieję na cudowne efekty - takie małe czary-mary. Teraz używam go przy każdym treningu w domu, prócz siłowego, bo wtedy mi przeszkadza. Skoro już go mam, to będę z niego korzystała
  •  thigh toner - naszukałam się polskiej nazwy jak głupia :P Tymczasem wg ojczystej nomenklatury jest to po prostu motylek, agrafka gimnastyczna albo bardzo fachowo depandor (o czym nie miałam zielonego pojęcia, chyba będę musiała pogłębić swoją terminologię w zakresie fitness). Zabawka zupełnie nowa, zakupiona przed kilkoma dniami i jeszcze do końca nie przetestowana. Ale wszystko przede mną i na pewno dam znać jak się spisuje. A z tego co zdążyłam zerknąć to całkiem sporo można znaleźć dla niej zastosowań treningowych.

I narazie tyle tego. Liczba nie jest oszałamiająca i jest to zestaw niemal obowiązkowy, ale nie o to chodzi. Cała rzecz polega na frajdzie wypróbowywania nowych "gadżecików". Cieszysz się z posiadania nowego sprzętu i cieszy Cię trening z jego wykorzystaniem. I właśnie o to chodzi ;) No i zawsze szkoda, żeby wydane pieniądze się zmarnowały, więc skoro już kupiłam...

Jestem przekonana, że na tym moja kolekcja się nie skończy. Za każdym razem jak przechodzę przez dział sportowy, coś nowego wpada mi w oko. W najbliższym czasie planuję zaopatrzyć się w piłkę oraz może gumę do ćwiczeń.

Całkiem sporym sprzętem, który posiadamy w domu jest ławeczka do ćwiczeń praktycznie przeze mnie nie wykorzystywana. To mój mąż miał zawsze słabość do domowej siłowni, stąd w wolnym pokoju stoi sobie taki wieszak na ubrania :) ale chyba najwyższy czas, żebym ja bliżej się jej przyjrzała i urozmaiciła trening siłowy. Tylko muszę dobrze się do tego przygotować ;)


A jak wygląda Twoja kolekcja fitness "gadżetów"? Masz w domu jakieś większe sprzęty,
z których regularnie korzystasz? I jak wygląda Twoja motywacja do ćwiczeń z ich wykorzystaniem ;)


czwartek, 8 maja 2014

Więcej ryb!

Nie będę ogłaszała żadnego wyzwania pod tym hasłem, ale spróbuję sama siebie zmotywować do zwiększenia ilości ryb w jadłospisie. Przynajmniej do dwóch w tygodniu. Tyle zalecają dietetycy i tyle musi/ma wystarczyć. Niestety, mimo że staram się, aby moja dieta była zbilansowana to zapominam o rybach. Od teraz to się zmieni :)


 

Co zatem zrobić, aby zwiększyć ilość ryb w swoim menu?

Po pierwsze - PLANUJ!

Tylko mając zaplanowane posiłki na co najmniej dzień do przodu, jesteś w stanie uwzględnić co wartościowego możesz zjeść. Będziesz wtedy też widzieć czy Twoja dieta rzeczywiście jest tak zbilansowana jakbyś sobie tego życzyła.

Zatem od dzisiaj karteczka i długopis w ruch (dla mnie, bo jestem staromodna :P dla Ciebie może to być elektroniczny notatnik czy jakaś wygodna aplikacja)!

Po drugie - znajdź odpowiednie ryby.

Co to znaczy? Zaleca się spożywanie 2 do 3 porcji w tygodniu ryb MORSKICH. Które zatem wybierać ryby, dowiesz się np. tutaj. Ponadto nie każda ryba musi Ci tak samo smakować - spróbuj zatem kilka z nich i wybierz "the best of the best" dla siebie ;) Pobaw się też sposobem ich podania - nie musisz za każdym razem ich smażyć, piec czy grilować. Zrób z nich pastę bądź burgery.

Po trzecie - nie bój się.

Od jakiegoś czasu słyszę obiegowe opinie o tym jak ryby są faszerowane chemią bądź kumulują rtęć czy ołów i tym samym podważane są ich zalety. Nie twierdzę, że tak nie jest (np. nigdy nie zjem już pangi po tym co się naczytałam o niej), ale z drugiej strony nie dajmy się zwariować. Zalety wciąż przeważają nad minusami, zatem rybka na obiad czy kanapkę może nam tylko wyjść na zdrowie ;)

Po czwarte - nie zwlekaj.

Do czego zachęcam Was i siebie :)

Jak mi poszło z moim własnym wyzwaniem dam Wam znać już wkrótce ;) a tymczasem może ktoś z Was pochwali się jak to jest z tymi rybami u niego?


Jeśli chcesz więcej poczytać o rybach w zbilansowanej diecie:

Czy ryby są zdrowe?
Dlaczego warto jeść ryby?
Ryby - jeść czy nie jeść. Oto jest pytanie!
Ryby - zdrowie czy niebezpieczeństwo?
Ryby morskie - dlaczego trzeba je jeść?





poniedziałek, 5 maja 2014

Nigdy nie jadłam... kaktus

Tytuł tego postu powinien raczej brzmieć "Nigdy więcej nie zjem kaktusa". Moja przygoda z kaktusem to dobry przykład na to, że nie każdy eksperyment kulinarny bywa udany :D


Co do samego kaktusa i mojej kuchennej przygody z nim ;) - owszem wiedziałam, że "to" się je ;) i wciąż w sklepie widywałam świeże liście kaktusa. Ale nie za bardzo miałam pomysł co by z nich zrobić. Znalazłam kilka przepisów na sałatki, ale to byłoby zbyt banalne ;)

Na tapetę zatem trafiły kaktusowe frytki z dipem z avokado, wg tego przepisu.

Już przy obieraniu liści, zrobiło mi się mdło. Mają typowy zapach zielonych warzyw, np. zielonej papryki. Mam wrażenie, że tak właśnie pachnie chlorofil. I jak się okazuje, nie znoszę tego.


Dwa - z liści kaktusa wycieka gęsty sok, który ma konsystencję glutów. Już nic mnie nie zmusiło, żeby spróbować tego na surowo.

Ale zrobiłam co trzeba było wg przepisu. Tylko ciut za długo przytrzymałam to cudo w piekarniku i wyszły suszonki... Żeby być uczciwą wobec samej siebie i włożonego trudu i czasu, postanowiłam chociaż spróbować. Niestety - liście kaktusa to nie jest moja bajka.

Szkoda było zachodu. Ale spróbowane, odhaczone. Może kiedyś jakiś zdolny kucharz mnie jednak przekona do kaktusów, ale na chwilę obecną podziękuję ;)

Chyba muszę spróbować czegoś innego :D